Maciej Bielawski
  • Home
  • Books
  • Read online
  • Paintings
  • Video
  • Agenda
  • About
The Moth

Poetry
written and read by
 Jeremy Driscoll

Music
written and played by
Maciej Bielawski

Come back to the main page of The Moth.



PROBABLY ONLY INWARDLY SEEN
BUT MAYBE ALSO OUTWARDLY

(for my friends in Graz)  

 
From one same dream summoned,
                 we are taken up
                 in dance
                 in the predawn
                 sky
 
And with some Power under our feet
we move agile, we are swift
along roofs steep and long.
 
The children hear us first.  And they stir.
Then shortly after, the old; and they stir.
Later, lovers wrapped together unfold
                 and smile toward each other, rested.
 
Our dance is boy-girl-boy
                 soft hand, rough hand, soft,
and we are swirling circles, marking rings of                                                         something
                 up over our town
and in spinning the times our feet touch down
                 tapping roofs in brief landings
                 and then they’re up (!) again, the feet,
                 pointedly
                 to the sky.
 
When a church’s clock strikes seven,
it shakes its snow some
and now a good day is opening all over the town.
People (awakened by us without knowing)
are stirring and shaking and are on their way.
 
I wake to the seven strokes and do not remember this dream until
                 sipping coffee
I think about what I’ll do today, and then
 
        I see these faces of my friends
        so glad and fresh in the sky
         and I wonder,
                 Was that a dream?
                 Or did we just now really do that?
 
                  And if only a dream, how is it then so
                  that the whole town this morning
                                is waking good.
                                Rested.  Joyful.  And good.
                                With rings of something
                                up over us in the air.


PRAWDOPODOBNIE WIDZIANE TYLKO WEWNĘTRZNIE LECZ MOŻE I ZEWNĘTRZNIE

(dla mych przyjaciół z Graz)
 

Wyrwani jakby z tego samego snu
                zostajemy porwani
                w tańcu
                na przedświtne
                niebo  

I z przedziwą Mocą u naszych stóp
poruszamy się zwinnie, jesteśmy szybcy
na stromych i długich dachach.  

Najpierw słyszą nas dzieci i budzą się.
Chwilę potem i starsi, też przebudzeni.
Późnieje, zakochani spleceni, którzy rozłączają się
     i uśmiechają się do siebie wzajemnie, odprężeni.  

Nasz taniec jest chłopcem-dziewczynką-chłopcem
     delikatny dotyk ręki, szorstki i delikatny znów,
wirujemy znacząc kręgi oraz kreśląc pierścienie czegoś

    nad naszym miastem
potem wirując opadamy i nasze stopy dotykają
    delikatnie dachów w zwinnym lądowaniu
    lecz wtedy pnownie porywają się one, stopy,
    wzbijając się
    w niebo.  

Gdy kościelny zegar wybija siódmą,
zstrząsa z siebie odrobinę śniegu
a nad miastem rozpoczyna się piękny dzień.
Ludzie (nie wiedząc, że zostali zbudzeni przez nas)
przeciągając i wzdrygują się wstają.  

Budzę się za siódmym uderzeniem i nie pamiętam tego snu aż do chwili
    gdy popijając kawę
myślę o tym, co dzisiaj będą robił, i wtedy

    widzę twarze moich przyjaciół
    zadowolone i wypoczęte na niebie
    i jestem ciekaw,
       Czy był to sen?
       Czy też wszystko to na prawdę teraz się dzieje?

          A jeżeli był to tylko sen, dlaczego
          Tego ranka całe miasto
               budzi się tak piękne.
               Wypoczęte. Radosne. I piękne.
               Z pierścieniami czegoś
               w powietrzu nad nami.




Powered by Create your own unique website with customizable templates.