O Bogu bez dogmatów
Ludzie, odkąd istnieją, niezależnie od tego, z jaką religią się utożsamiają, zajmują się myśleniem o Bogu. To jedna z piękniejszych działalności, jakie człowiek może prowadzić. I absolutnie nie musi być w tym uzależniony od jakiejkolwiek instytucji. Wszyscy wielcy myśliciele religijni byli prędzej czy później w konflikcie z instytucją religijną. (druga część wywiadu dla portalu "Miłośników włoskiej literatury") |
Edward Augustyn: Podczas naszego ostatniego spotkania w Krakowie spytałem Cię, jakie włoskie książki religijne poleciłbyś naszym czytelnikom. Odpowiedziałeś bez wahania: seria ?Campo dei fiori? wydawnictwa Fazi Editore. Możesz powiedzieć nam coś więcej na ten temat? Czym jest ta seria, jak się zrodził jej pomysł?
Maciej Bielawski: To pierwsza we Włoszech świecka seria poświęconą duchowości i teologii. Idea zrodziła się około dwa lat temu. Pomysłodawcami byli Vito Mancuso, jeden ze słynniejszych dziś teologów świeckich we Włoszech i Elido Fazi - wydawca, ekonomista, pisarz, miłośnik literatury, doskonały znawca poezji Johna Keatsa. Mancuso miał pomysł, Fazi ? wydawnictwo i możliwości finansowe. Do tej dwójki dołączyłem i ja, na zapleczu, jako filozof i teolog.
- Jak pisze wydawca na swej stronie internetowej, jednym z celów serii jest promowanie autorów, którzy byli prześladowani za wolną myśl w teologii...
- Pierwszą książkę wydaliśmy 17 lutego ubiegłego roku, a więc dokładnie w rocznicę spalenia na stosie Giordana Bruna, na Campo dei Fiori w Rzymie (w 1600 roku). Była to książka Matthew Foxa, amerykańskiego teologa, mocno kontrowersyjnego, zatytułowana In principio era la gioia. Original blessing. W Polsce powinna być znana, bo została wydana już w latach dziewięćdziesiątych pod tytułem Pierwotne błogosławieństwo.
- Dlaczego właśnie ten autor i ten tytuł na początek?
- Przede wszystkim dlatego, że dzieło to zalicza się dzisiaj już do klasyki, a we Włoszech nie było jeszcze wydane. A ponadto podejmuje tematy, które były dla nas bardzo znaczące, takie jak ponowne odczytanie antropologii ? że historia człowieka nie zaczyna się od grzechu, ale od błogosławieństwa. Czyli że w świecie, w naturze pierworodny nie jest grzech, ale błogosławieństwo, element pozytywny. Książka dobrze się sprzedała, można mówić o sukcesie wydawniczym, ale przede wszystkim przekonała nas, że jest zapotrzebowanie na takie rzeczy, że ludzie we Włoszech chcą tego rodzaju literaturę czytać i kupować. Bo gdyby nie kupowali, nie istnielibyśmy. Nie mamy żadnego dofinansowania projektu ? po prostu ludzie kupują nasze książki.
- Skąd to zainteresowanie Włochów teologią?
- Nie tyle teologią, co duchowością. We Włoszech istnieje takie słowo jak ?spiritualit??, które tłumaczymy jako ?duchowość?, ale według mnie to nie za dobre słowo, bo trochę ?odcieleśnia? problematykę, która może być mylona z ?pięknoduchostwem?. W każdym razie we Włoszech tym słowem określa się wszystko, co wskazuje na wymiar religijny, duchowy, otwarty na coś więcej, niż sprawy materialne.
- Więc - skąd takie zainteresowanie duchowością wśród włoskich czytelników?
- Sądzę, że w każdym człowieku jest głód tego, co duchowe. Widać dziś charakterystyczne dla całego świata pragnienie poszerzania tego, co jest religijnością. A także świadomość, że w dawnych butach doktryn i nauczań, propagowanych przez instytucje religijne, jest nam już za ciasno. Że religia zamiast zbawieniem, stała się wiezieniem ? jak napisał w swojej książce Stanisław Obirek. I że najważniejszy jest umysł wyzwolony, a można go wyzwalać tylko odważnym myśleniem. Ludzie, odkąd istnieją, niezależnie od tego, z jaką religią się utożsamiają, zajmują się myśleniem na temat wartości, Boga. To jedna z piękniejszych działalności, jakie człowiek może prowadzić. I absolutnie nie musi być w tym uzależniony od jakiejkolwiek instytucji. Zresztą wszyscy wielcy myśliciele religijni byli prędzej czy później w konflikcie z jakąś instytucją religijną.
- Tradycja niezależnego myślenia we Włoszech sięga bardzo dawnych czasów...
- Tak, Włosi mają ładne tradycje wolnego myślenia, od św. Tomasza z Akwinu, który był potępiany przez władze kościelne, od Giordana Bruna, który został spalony za swoje poglądy, za to co mówił i pisał. A po czterystu latach papież powiedział: przepraszam, to my się myliliśmy... Już wiele lat temu (w 1974 r.) ukazała się we Włoszech książka Kaspra i Moltmanna Jezus tak, Kościół nie. Można powiedzieć, że w kraju tym istnieje od dawna twórcze napięcie między wolnym myśleniem a myśleniem instytucjonalnym.
Zresztą sytuacja we Włoszech jest specyficzna. Włochy przez wiele wieków podlegały Państwu Kościelnemu, dziś mają w swoich granicach Watykan, ich język stał się de facto oficjalnym językiem Kościoła katolickiego, skoro mówią nim papieża (nawet jeżeli z polskim czy niemieckim akcentem). To wszystko ma swój ciężar gatunkowy i wyzwala zdrowy odruch buntu przeciwko instytucjonalizacji religii. Zresztą Włosi, którzy przez ponad tysiąc lat żyli w Państwie Kościelnym, a więc podporządkowani jednej, kościelnej opcji politycznej, nauczyli się swoistego dwubiegunowego życia i myślenia. To znaczy, że trzeba iść do kościoła i trzymać się pewnych ram na zewnątrz, ale w głębi serca niekoniecznie trzeba się tym przejmować i można wykształcić w sobie duże przestrzenie wolności.
- Wróćmy do naszej serii. Jakie jeszcze książki w niej znajdziemy?
- W ciągu roku ukazało się 10 książek. O pierwszej już mówiłem. Jako druga wyszła książka amerykańskiego teologa Paula Knittera Bez Buddy nie mógłbym być chrześcijaninem. To świetne studium porównawcze, w pewnym sensie egzystencjalne: Knitter jest katolikiem, profesorem teologii w Nowym Jorku, a jego żona jest buddystką. Później ukazały się monografie o Montaigne?u i Gandhim, Historia papieży jezuity Johna O?Malleya, bestseller Hustona Smitha Religie świata, który sprzedał się na całym świecie w milionach egzemplarzy (tej klasycznej pozycji też we Włoszech nie było). Warto też wspomnieć o książce Niebezpieczne wersety ojca Alberta Maggiego, biblisty, który komentuje niektóre fragmenty ewangelii św. Łukasza, pokazując jak bardzo mogą być niebezpieczne. Dwie najnowsze pozycje to Posłuszeństwo i wolność Vita Mancusa oraz Sprawiedliwość musi być z tego świata Donatelli Di Cesare, na temat etyki żydowskiej. Informacje o wszystkich książkach są oczywiście dostępne w internecie.
- Widzę, że oprócz autorów świeckich trafiają się też osoby duchowne. Nie mają z tym problemów?
- Na szczęście dzisiaj nawet w instytucji tak ciasnej, jak Kościół katolicki, są ludzie, dla których nie stanowi to większego problemu. Duchowni są nie tylko autorami w naszej serii, ale piszą też wstępy do pozostałych książek, a recenzje naszych tytułów pojawiają się w katolickich czasopismach, a nawet w "L?Osservatore Romano", i są to nierzadko recenzje pozytywne.
- I nie padają pod waszym oskarżenia, że działacie przeciwko Kościołowi, sprzeciwiacie się dogmatom, że wasze poglądy to gnoza i New Age?
- Absolutnie nie. Zresztą nasze książki nie są w tym stylu. Tworząc serię „Campo dei fiori” postawiliśmy na irenizm, to znaczy chcemy pokazać, że o religii można mówić w sposób spokojny i otwarty, nawet jeśli kontrowersyjny, że można poszerzać myślenie, nie potępiać i nie bać się potępienia. Jeśli moglibyśmy sobie przypisywać jakąś misję, to nazwałbym to poszerzaniem granic. Przecież jeszcze pięćdziesiąt, sześćdziesiąt lat temu, jeśli ktokolwiek w Kościele katolickim mówił, że inne religie mają jakąkolwiek wartość, był za to potępiany. A dzisiaj Kościół katolicki sam uważa się za jednego z protagonistów dialogu między religiami. Nawet Ratzinger pokazuje się w Asyżu z wyznawcami innych religii. Dlaczego tak się stało? Bo byli ludzie, możemy ich nazywać heretykami, którzy od paru setek lat mówili o wartościach obecnych w innych religiach. I to oni powoli wprowadzili i poszerzyli pojęcie dialogu międzyreligijnego, który dziś jest czymś oczywistym.
- W Polsce to sytuacja wręcz nieprawdopodobna. Postawy bardzo się spolaryzowały i zradykalizowały. Albo jesteś w nurcie kościelnym, albo antyklerykalnym. Jeśli próbujesz zachować pozycję neutralną i kierować się własnym rozumem, to prędzej czy później dowiesz się nie tylko, że nie jesteś katolikiem, ale stałeś się wręcz wrogiem Kościoła. A dowiesz się tego niekoniecznie od biskupów czy księży, ale od katolickich publicystów, którzy są bardziej papiescy niż sam papież i ochoczo wykluczają innych z Kościoła.
- No tak, ale to nie ma nic wspólnego z religią i jest czystą polityką i ideologią. Choć we Włoszech jeszcze do niedawna też były tylko dwa sposoby myślenia religijnego i uprawiania teologii. Pierwszy stanowiły publikacje ortodoksyjne, dopasowujące się do Magisterium Kościoła, czyli klerykalne. A z drugiej strony mieliśmy cały nurt myślenia przeciw religii, czyli myślenie antykościelne, antyklerykalne, ateistyczne ? dość agresywne.
- Czyli wasza seria także i na włoskim rynku jest czymś nowym?
- W pewnym sensie tak. A jednak spotkała się z pozytywnym przyjęciem nie tylko wśród ludzi świeckich, ale także duchownych. Może nie od razu trafiamy na witryny kościelnych księgarń... choć w Rzymie na Via della Conciliazione nasze książki widziałem. Ale byłem też świadkiem, jak pewna zakonnica wzięła naszą książkę do ręki, z zamiarem zakupu, a sklepikarz, zakonnik, coś tam jej poszeptał, że to lewacka książka, i w sumie pobożna siostra książki nie kupiła, choć była kuszona (śmiech).
- Jakich innych autorów książek religijnych i filozoficznych, już spoza waszej serii, poleciłbyś naszym Czytelnikom?
- Na pewno godny przeczytania i głębszego rozpracowania, a w Polsce przede wszystkim poznania, jest nieżyjący już Sergio Quinzio. Moim zdaniem to jeden z ciekawszych myśliciel religijny we Włoszech w XX wieku. Pisał głównie komentarze biblijne, ale biorąc pod uwagę ich odwagę, niezależność myślenia i charakterystyczny, własny styl ? jest niezwykle cennym autorem. Kilka lat temu przetłumaczyłem jego dwie książki na polski, które ukazały się w wydawnictwie Homini.
Na pewno na uwagę zasługuje już wspomniany przy okazji naszej serii Vito Mancuso, od kilku lat niezwykle popularny we Włoszech. Jego książka Dusza i jej przeznaczenie sprzedała się w ponad stu tysiącach egzemplarzy i dla wielu ludzi była prawdziwym objawieniem, bo pomogła im na nowo i w sposób otwarty przemyśleć własną tradycję religijną.
- Odrzuca w niej cztery dogmaty katolickie ? między innymi o grzechu pierworodnym i zmartwychwstaniu ciał - co nie przeszkadzało mu jednak wykładać teologię na katolickiej uczelni San Raffaele w Mediolanie.
- Uniwersytety we Włoszech czasami mogą być enklawami wolnego myślenia. A uczelnia San Raffaele jest na swój sposób uczelnią świecką, choć z katolicką etykietką. Pamiętajmy, że rektorem tej uczelni był Massimo Cacciari, filozof o silnym zacięciu mistycznym i głębokich zainteresowaniach religijnych, który jednak nie deklaruje żadnej przynależności kościelnej.. Vito Mancuso całkiem niedawno wydał w wydawnictwie Garzanti nową książkę Io e dio, która już stała się bestsellerem, a w naszej serii opublikował Obbedienza e libertà.
- Obawiam się, że w Polsce większość z tych książek nie znajdzie wydawcy... Jednak teologia wciąż jest traktowana jako domena działalności Kościoła ? tego czy innego ? i niejako dla niego zarezerwowana.
- Wiele osób mówi podobnie. Trochę na ten temat rozmawiałem z uczestnikami Targów Książki w Warszawie. Wszyscy twierdzili, że taka seria jak „Campo dei fiori” bardzo byłaby w Polsce potrzebna. Ale od razu dodawano, że chyba nie znalazłby się taki odważny, by ją wydać, bo wielkie wydawnictwa, które mają w swojej ofercie książki religijne, boją się narazić Kościołowi i stracić jego poparcie, nazwijmy to ekonomiczno-moralne, czyli na przykład tracąc swoich dotychczasowych czytelników, związanych z Kościołem.
- Taka już nasza, polska specyfika.
- No tak, jesteśmy dość specyficznym krajem, jeśli chodzi o religijność i przypominamy samotną i zagubioną wyspą. Choć sytuacja powoli się zmienia... Prędzej czy później Polska przestanie się pod tym względem różnić od innych krajów. A w teologii nie można myśleć kategoriami polskimi, narodowymi, bo katolicyzm jest czymś o wiele szerszym. I nie można myśleć w teologii tylko kategoriami katolickimi, bo teologia jest pojęciem szerszym niż katolicyzm czy chrześcijaństwo.
P.S. Część pierwszy wywiadu ukazała się pod tytułem "Kicz nie wymaga wysiłku".
Maciej Bielawski: To pierwsza we Włoszech świecka seria poświęconą duchowości i teologii. Idea zrodziła się około dwa lat temu. Pomysłodawcami byli Vito Mancuso, jeden ze słynniejszych dziś teologów świeckich we Włoszech i Elido Fazi - wydawca, ekonomista, pisarz, miłośnik literatury, doskonały znawca poezji Johna Keatsa. Mancuso miał pomysł, Fazi ? wydawnictwo i możliwości finansowe. Do tej dwójki dołączyłem i ja, na zapleczu, jako filozof i teolog.
- Jak pisze wydawca na swej stronie internetowej, jednym z celów serii jest promowanie autorów, którzy byli prześladowani za wolną myśl w teologii...
- Pierwszą książkę wydaliśmy 17 lutego ubiegłego roku, a więc dokładnie w rocznicę spalenia na stosie Giordana Bruna, na Campo dei Fiori w Rzymie (w 1600 roku). Była to książka Matthew Foxa, amerykańskiego teologa, mocno kontrowersyjnego, zatytułowana In principio era la gioia. Original blessing. W Polsce powinna być znana, bo została wydana już w latach dziewięćdziesiątych pod tytułem Pierwotne błogosławieństwo.
- Dlaczego właśnie ten autor i ten tytuł na początek?
- Przede wszystkim dlatego, że dzieło to zalicza się dzisiaj już do klasyki, a we Włoszech nie było jeszcze wydane. A ponadto podejmuje tematy, które były dla nas bardzo znaczące, takie jak ponowne odczytanie antropologii ? że historia człowieka nie zaczyna się od grzechu, ale od błogosławieństwa. Czyli że w świecie, w naturze pierworodny nie jest grzech, ale błogosławieństwo, element pozytywny. Książka dobrze się sprzedała, można mówić o sukcesie wydawniczym, ale przede wszystkim przekonała nas, że jest zapotrzebowanie na takie rzeczy, że ludzie we Włoszech chcą tego rodzaju literaturę czytać i kupować. Bo gdyby nie kupowali, nie istnielibyśmy. Nie mamy żadnego dofinansowania projektu ? po prostu ludzie kupują nasze książki.
- Skąd to zainteresowanie Włochów teologią?
- Nie tyle teologią, co duchowością. We Włoszech istnieje takie słowo jak ?spiritualit??, które tłumaczymy jako ?duchowość?, ale według mnie to nie za dobre słowo, bo trochę ?odcieleśnia? problematykę, która może być mylona z ?pięknoduchostwem?. W każdym razie we Włoszech tym słowem określa się wszystko, co wskazuje na wymiar religijny, duchowy, otwarty na coś więcej, niż sprawy materialne.
- Więc - skąd takie zainteresowanie duchowością wśród włoskich czytelników?
- Sądzę, że w każdym człowieku jest głód tego, co duchowe. Widać dziś charakterystyczne dla całego świata pragnienie poszerzania tego, co jest religijnością. A także świadomość, że w dawnych butach doktryn i nauczań, propagowanych przez instytucje religijne, jest nam już za ciasno. Że religia zamiast zbawieniem, stała się wiezieniem ? jak napisał w swojej książce Stanisław Obirek. I że najważniejszy jest umysł wyzwolony, a można go wyzwalać tylko odważnym myśleniem. Ludzie, odkąd istnieją, niezależnie od tego, z jaką religią się utożsamiają, zajmują się myśleniem na temat wartości, Boga. To jedna z piękniejszych działalności, jakie człowiek może prowadzić. I absolutnie nie musi być w tym uzależniony od jakiejkolwiek instytucji. Zresztą wszyscy wielcy myśliciele religijni byli prędzej czy później w konflikcie z jakąś instytucją religijną.
- Tradycja niezależnego myślenia we Włoszech sięga bardzo dawnych czasów...
- Tak, Włosi mają ładne tradycje wolnego myślenia, od św. Tomasza z Akwinu, który był potępiany przez władze kościelne, od Giordana Bruna, który został spalony za swoje poglądy, za to co mówił i pisał. A po czterystu latach papież powiedział: przepraszam, to my się myliliśmy... Już wiele lat temu (w 1974 r.) ukazała się we Włoszech książka Kaspra i Moltmanna Jezus tak, Kościół nie. Można powiedzieć, że w kraju tym istnieje od dawna twórcze napięcie między wolnym myśleniem a myśleniem instytucjonalnym.
Zresztą sytuacja we Włoszech jest specyficzna. Włochy przez wiele wieków podlegały Państwu Kościelnemu, dziś mają w swoich granicach Watykan, ich język stał się de facto oficjalnym językiem Kościoła katolickiego, skoro mówią nim papieża (nawet jeżeli z polskim czy niemieckim akcentem). To wszystko ma swój ciężar gatunkowy i wyzwala zdrowy odruch buntu przeciwko instytucjonalizacji religii. Zresztą Włosi, którzy przez ponad tysiąc lat żyli w Państwie Kościelnym, a więc podporządkowani jednej, kościelnej opcji politycznej, nauczyli się swoistego dwubiegunowego życia i myślenia. To znaczy, że trzeba iść do kościoła i trzymać się pewnych ram na zewnątrz, ale w głębi serca niekoniecznie trzeba się tym przejmować i można wykształcić w sobie duże przestrzenie wolności.
- Wróćmy do naszej serii. Jakie jeszcze książki w niej znajdziemy?
- W ciągu roku ukazało się 10 książek. O pierwszej już mówiłem. Jako druga wyszła książka amerykańskiego teologa Paula Knittera Bez Buddy nie mógłbym być chrześcijaninem. To świetne studium porównawcze, w pewnym sensie egzystencjalne: Knitter jest katolikiem, profesorem teologii w Nowym Jorku, a jego żona jest buddystką. Później ukazały się monografie o Montaigne?u i Gandhim, Historia papieży jezuity Johna O?Malleya, bestseller Hustona Smitha Religie świata, który sprzedał się na całym świecie w milionach egzemplarzy (tej klasycznej pozycji też we Włoszech nie było). Warto też wspomnieć o książce Niebezpieczne wersety ojca Alberta Maggiego, biblisty, który komentuje niektóre fragmenty ewangelii św. Łukasza, pokazując jak bardzo mogą być niebezpieczne. Dwie najnowsze pozycje to Posłuszeństwo i wolność Vita Mancusa oraz Sprawiedliwość musi być z tego świata Donatelli Di Cesare, na temat etyki żydowskiej. Informacje o wszystkich książkach są oczywiście dostępne w internecie.
- Widzę, że oprócz autorów świeckich trafiają się też osoby duchowne. Nie mają z tym problemów?
- Na szczęście dzisiaj nawet w instytucji tak ciasnej, jak Kościół katolicki, są ludzie, dla których nie stanowi to większego problemu. Duchowni są nie tylko autorami w naszej serii, ale piszą też wstępy do pozostałych książek, a recenzje naszych tytułów pojawiają się w katolickich czasopismach, a nawet w "L?Osservatore Romano", i są to nierzadko recenzje pozytywne.
- I nie padają pod waszym oskarżenia, że działacie przeciwko Kościołowi, sprzeciwiacie się dogmatom, że wasze poglądy to gnoza i New Age?
- Absolutnie nie. Zresztą nasze książki nie są w tym stylu. Tworząc serię „Campo dei fiori” postawiliśmy na irenizm, to znaczy chcemy pokazać, że o religii można mówić w sposób spokojny i otwarty, nawet jeśli kontrowersyjny, że można poszerzać myślenie, nie potępiać i nie bać się potępienia. Jeśli moglibyśmy sobie przypisywać jakąś misję, to nazwałbym to poszerzaniem granic. Przecież jeszcze pięćdziesiąt, sześćdziesiąt lat temu, jeśli ktokolwiek w Kościele katolickim mówił, że inne religie mają jakąkolwiek wartość, był za to potępiany. A dzisiaj Kościół katolicki sam uważa się za jednego z protagonistów dialogu między religiami. Nawet Ratzinger pokazuje się w Asyżu z wyznawcami innych religii. Dlaczego tak się stało? Bo byli ludzie, możemy ich nazywać heretykami, którzy od paru setek lat mówili o wartościach obecnych w innych religiach. I to oni powoli wprowadzili i poszerzyli pojęcie dialogu międzyreligijnego, który dziś jest czymś oczywistym.
- W Polsce to sytuacja wręcz nieprawdopodobna. Postawy bardzo się spolaryzowały i zradykalizowały. Albo jesteś w nurcie kościelnym, albo antyklerykalnym. Jeśli próbujesz zachować pozycję neutralną i kierować się własnym rozumem, to prędzej czy później dowiesz się nie tylko, że nie jesteś katolikiem, ale stałeś się wręcz wrogiem Kościoła. A dowiesz się tego niekoniecznie od biskupów czy księży, ale od katolickich publicystów, którzy są bardziej papiescy niż sam papież i ochoczo wykluczają innych z Kościoła.
- No tak, ale to nie ma nic wspólnego z religią i jest czystą polityką i ideologią. Choć we Włoszech jeszcze do niedawna też były tylko dwa sposoby myślenia religijnego i uprawiania teologii. Pierwszy stanowiły publikacje ortodoksyjne, dopasowujące się do Magisterium Kościoła, czyli klerykalne. A z drugiej strony mieliśmy cały nurt myślenia przeciw religii, czyli myślenie antykościelne, antyklerykalne, ateistyczne ? dość agresywne.
- Czyli wasza seria także i na włoskim rynku jest czymś nowym?
- W pewnym sensie tak. A jednak spotkała się z pozytywnym przyjęciem nie tylko wśród ludzi świeckich, ale także duchownych. Może nie od razu trafiamy na witryny kościelnych księgarń... choć w Rzymie na Via della Conciliazione nasze książki widziałem. Ale byłem też świadkiem, jak pewna zakonnica wzięła naszą książkę do ręki, z zamiarem zakupu, a sklepikarz, zakonnik, coś tam jej poszeptał, że to lewacka książka, i w sumie pobożna siostra książki nie kupiła, choć była kuszona (śmiech).
- Jakich innych autorów książek religijnych i filozoficznych, już spoza waszej serii, poleciłbyś naszym Czytelnikom?
- Na pewno godny przeczytania i głębszego rozpracowania, a w Polsce przede wszystkim poznania, jest nieżyjący już Sergio Quinzio. Moim zdaniem to jeden z ciekawszych myśliciel religijny we Włoszech w XX wieku. Pisał głównie komentarze biblijne, ale biorąc pod uwagę ich odwagę, niezależność myślenia i charakterystyczny, własny styl ? jest niezwykle cennym autorem. Kilka lat temu przetłumaczyłem jego dwie książki na polski, które ukazały się w wydawnictwie Homini.
Na pewno na uwagę zasługuje już wspomniany przy okazji naszej serii Vito Mancuso, od kilku lat niezwykle popularny we Włoszech. Jego książka Dusza i jej przeznaczenie sprzedała się w ponad stu tysiącach egzemplarzy i dla wielu ludzi była prawdziwym objawieniem, bo pomogła im na nowo i w sposób otwarty przemyśleć własną tradycję religijną.
- Odrzuca w niej cztery dogmaty katolickie ? między innymi o grzechu pierworodnym i zmartwychwstaniu ciał - co nie przeszkadzało mu jednak wykładać teologię na katolickiej uczelni San Raffaele w Mediolanie.
- Uniwersytety we Włoszech czasami mogą być enklawami wolnego myślenia. A uczelnia San Raffaele jest na swój sposób uczelnią świecką, choć z katolicką etykietką. Pamiętajmy, że rektorem tej uczelni był Massimo Cacciari, filozof o silnym zacięciu mistycznym i głębokich zainteresowaniach religijnych, który jednak nie deklaruje żadnej przynależności kościelnej.. Vito Mancuso całkiem niedawno wydał w wydawnictwie Garzanti nową książkę Io e dio, która już stała się bestsellerem, a w naszej serii opublikował Obbedienza e libertà.
- Obawiam się, że w Polsce większość z tych książek nie znajdzie wydawcy... Jednak teologia wciąż jest traktowana jako domena działalności Kościoła ? tego czy innego ? i niejako dla niego zarezerwowana.
- Wiele osób mówi podobnie. Trochę na ten temat rozmawiałem z uczestnikami Targów Książki w Warszawie. Wszyscy twierdzili, że taka seria jak „Campo dei fiori” bardzo byłaby w Polsce potrzebna. Ale od razu dodawano, że chyba nie znalazłby się taki odważny, by ją wydać, bo wielkie wydawnictwa, które mają w swojej ofercie książki religijne, boją się narazić Kościołowi i stracić jego poparcie, nazwijmy to ekonomiczno-moralne, czyli na przykład tracąc swoich dotychczasowych czytelników, związanych z Kościołem.
- Taka już nasza, polska specyfika.
- No tak, jesteśmy dość specyficznym krajem, jeśli chodzi o religijność i przypominamy samotną i zagubioną wyspą. Choć sytuacja powoli się zmienia... Prędzej czy później Polska przestanie się pod tym względem różnić od innych krajów. A w teologii nie można myśleć kategoriami polskimi, narodowymi, bo katolicyzm jest czymś o wiele szerszym. I nie można myśleć w teologii tylko kategoriami katolickimi, bo teologia jest pojęciem szerszym niż katolicyzm czy chrześcijaństwo.
P.S. Część pierwszy wywiadu ukazała się pod tytułem "Kicz nie wymaga wysiłku".