Duchowy profil Wandy Dynowskiej
Malując czyjś profil trzeba zdecydować, czy ująć go z prawej czy z lewej strony oraz na jakim ukazać go tle. Jednak ujęcie duchowe wolne jest od uwarunkowań przestrzennych. Dlatego też kreśląc profil duchowy Wandy Dynowskiej – Umydewi można, a nawet należy, ujmować ją równocześnie z dwóch stron i każdą z nich ukazać na dwóch różnych tłach. Myśląc o niej jako o Wandzie, tłem będzie Polska, gdy zaś ujmuje się ją jako Umędewi, wtedy tłem będą Indie. Dynowska bowiem łączyła w sobie Polskę i Indie i właśnie to połączenie jest istotnym rysem jej duchowości. Było to dla niej możliwe, gdyż doświadczyła tego, co w tradycji wschodniej zwie się adwajtą, nie-dwoistością, o czym tak pisała:
Tajemniczą jest droga,
nieznaną i straszną;
przesłodką błyskami Twojego uśmiechu –
nie rozumianą nigdy.
Jest punkt pomiędzy dwoma biegunami
Parama-Sziwa i Para-Szakti –
Przejawiona Widzialna i Wiecznie Ukryty.
Przez punkt ten patrzysz Ty, Umiłowany,
Ty – Światłość światłości mej duszy,
rdzeń rdzenia, tchnienie bytu samego mej istoty.
T a m czekasz, czy trwasz, w wieczności Bezruchu,
P o m i ę d z y, zawsze pomiędzy dwoma.
Jest punkt tajemniczy między dniem i nocą –
to świtu wstęp, zachodu ostatni blask;
Twoje są, Sziwo.
I między oddechu rytmem równym,
gdy w świat błogosławieństwem wionie
i znów w głębie „ziemi” w nas wraca,
jest jeden punkt – zawiśnięcia w ciszy,
związania dwóch łuków, spotkania dwóch rytmów.
I tam Ty jesteś. (...)
O Panie, gdzieś jest?
W tym punkcie? Niewidny, ukryty,
czy mymi łzami przysłonięty,
Ty, wielki, milczący Jogi wszechświata,
gdzieś jest?
(Z wiersza Gdzie jesteś, grudzień 1936)
Dynowska doświadczyła tego „punktu” i stała się nim, co doskonale wyraże także dwoistość jej imienia Wanda-Umadewi, czyli dwa w jednym i jedno w dwóch. Imię Wanda wywodzi się ze starsłowiańskiego „węda” czyli wędka. Taką była legendarna Wanda, córka Krakusa, której piękny wygląd chwytał za serca rycerzy (jak haczyk wędkarski ryby). Wanda wiąże się także z litewskimi słowami „vadene” czyli rusałka i „vadno” czyli woda. W języku germańskim zaś „Wenedka” wskazuje na Łużyczankę lub Słowiankę. Sumując te trzy znaczenia można powiedzieć, że Wanda to piękna słowiańska rusałka. Mniej więcej w tym samym czasie, gdy Wincenty Kadłubek (1150-1223) tworzył dla języka polskiego imię Wandy, w Maysor żyła Umadevi (1150-1218), która była jedną z żon króla Veera Ballaba II. Umadevi to jednak nade wszystko imię bogini Paravati, towarzyszki Sziwy. „Uma” w sanskrycie to „blask”, „światłość”, lecz także „spokój”, „pogodność”. „Devi” natomiast oznacza bognię, matkę lub po prostu piękną, kobietę.
Logicznie rzecz biorąc Dynowska powinna być albo Wandą albo Umądevi, jednak z „punktu” widzenia adwajty była jedną i drugą łącząc w sobie Wschód i Zachód, polskość i indyjskość, chrześcijaństwo i hinduizm, katolickość i buddyzm. Niewłaściwymi w stosunku do niej są więc wypowiedzi zmierzające do zagarnięcia jej postać na tę lub tamtą stronę, jak czynią to katolicy podkreślający przyjęcie przez nią sakramentów na krótko przed śmierci, czy też hindusi odwołujący się do słów Ramana Maharshi o tym, że ona „od zawsze była ich”, czyli odwiecznie przynależąca do Indii. Wielkość i wyjątkowość Dynowskiej leży właśnie w tym, że była ona i Wandą i Umądewi. Ten adwajtyczny rys jej duchowości znalazł wyraz także w jej działalności, który tak opisała: „Pokazać duszę Polski Indiom, choćby małej garstce ludzi żywych i otwartych... Pokazać duszę Indii Polakom, choćby nielicznym, szerokim i pozbawionym rasowych i religijnych przesądów, którzy kochają człowieka bez względu na to, jaką część świata zamieszkują, którzy szanują i cenią twórczą myśl ludzką, bez względu na formy i symbole, w jakich się wyraża – oto jeden z głównych celów mego wieloletniego przebywania w Indiach”.
Oczarowanie i rozczarowanie
W tradycji zachodniej filozoficzna droga, w sensie szukania pełni życia, spełnienia i szczęścia, zaczyna się od zachwytu (thaumàzein). Platon w Teatecie (11,155d) mówi, że człowiek musi być podatny na tego rodzaju doświadczenie, które czyni zeń filozofa. Arystoteles uważa, że to dzięki zachwytowi ludzie zaczynają filozofować (Met. 1,2,982b.12). To zachwyt roztacza przed człowiekiem horyzont mitu, dzięki któremu świat staje się domem, a życie drogą. Natomiast w tradycji wschodniej wszystko zaczyna się od rozczarowania, którego drugim imieniem jest rozpacz. Książe Arjuna w Bhagawadgicie jest zrozpaczony sytuacją, w jakie się znalazł i to ona popycha go do zbawczego dialogu z Kriszną. Buddha odkrywa, że wszystko jest cierpieniem (dukkha = duh, negacja; khe-pustka), pustką i nicością: narodziny to dukkha, chorba to dukkha, starzenie się to dukkha, śmierć to dukkha; rozpacz, lament i ból to dukkha; powiązanie z niechcianym to dukkha; rozłąka z upragninym to dukkha; nie osiągnięcie pożądanego to dukkha. Z totalnego rozczarowania rodzi się szlachetna dyscyplina porzucenia i zanegowania wszystkiego, nawet pragnienia nirwany.
U Dynowskiej oczarowanie i rozczarowanie, światłość i ciemność, splatają się. Zwodniczym byłoby szukanie jednej zasady (arche) poruszającej Dynowską w sensie chronologicznym, czyli tropienie momentu, od którego wszystko w jej życiu się zaczęło. Należy mówić o dwóch permanentnych tendencjach jej ducha, z których raz jedna, raz druga brała ją w posiadanie. Zachwycało ją piękno natury, harmonia życia domu rodzinnego i aśramów, mądrość wspaniałych dzieł literackich, które zgłębiała i oblicza spotykanych ludzi. Dlatego też z pasją kochała, czyniła dobro, starała się być usłużną i użyteczną. Pewnego razu będąc nad Morskim Okiem tak swój zachwyt wyraziła: „Nie może dusza ogarnąć ogromu, ani skali niepojętej piękna. Bogactwo, przepych, rozrzutność – prostota piękna. Nieskończenie wielkie i nieskończenie małe – dwa krańce. Olbrzymy górskie naprzeciw; a tu, u stóp – każdy listek, źdźiebełko trawy i mchu, każda linia kamienia, każda barwa gałązki... bez końca, bez końca. Nie można nigdzie zwrócić oczu, by nie napotkać cudu. Dwa krańce... A każdy półton, każdy odcień, każdy szczebelek wśród nich, to doskonałe, skończone, zadziwiające i... przerażające Piękno” (Wrzesień nad morskim okiem).
Z drugiej strony, Dynowska zaznała w swym życiu strat i rozstań. Utraciła dom, ukochanego człowieka (Szczęsny), podziwianego wodza (Piłsudski), rodzinny kraj, pełną mocy i nadziei obecność towarzystwa teozoficznego. Z kontemplacyjnego spokoju wyrwali ją najpierw przybyli z Syberii Polacy, a potem emigrujący do Indii Tybetańczycy. W końcu opuściły ją siły i umarła. Oto jeden z jej utworów, który odsłania bolesne oblicze jej egzystencji:
O Panie, uszło życie i nie chce powracać.
I nie wiem gdzie droga,
i po co ku czemu iść.
I po co istnienie samo.
Martwe, jałowe wszystko
jak spopielałe ugory.
Serce przestało bić.
Myśl wyschła.
Zatrzymała się dusza,
jak zegar zmęczony.
Wczoraj... wiew przelatywał potężny
i dramat wielki szedł,
krwi żywej zgłoskami pisany.
Wczoraj płonęło i skrzyło się wszystko,
z form wyskakując grą świateł i barw; (...)
Dziś...? Nie życie, a chłód sceny wokoło,
spłowiałe wszystko i martwe.
Zwiędłe, puste, bezbarwne,
z czaru odarte. Nijakie.
Uszło życie i nie chce powracać;
a serce przestało bić... (...)
Czarna ściana przede mną,
a ołów we krwi.
Myśl się rzuca. I zawisa pytaniem.
I krzyczy. I pytaniem upada.
Myśl się miesza; w niepojęte uderza
i staje.
Zatrzymała się dusza, jak zegar zmęczony,
a serce przestało bić.
Mrok jak popół się sypie...
Pełne mroku są usta.
Zachłysnął się oddech i – stanął.
Mrok wszędzie.
O Panie, po co i ku czemu iść?
(Z wiersza Awiczi, Maanwadi, grudzień 1936)
Życie Wandy Dynowskiej przebiegło między zachwytem i rozpaczą, między pełnią i pustką, między realizacją i niespełnieniem, między spokojem i goryczą. Te dwa rysy, niczym dwa wiatry, owiewały jej życie kształtując jej duchowy profil.
W pewnym momencie u Dynowskiej doszło do rozbudzenia duchowego. Nie jest ważne kiedy i dlaczego ono zaistniało. Odpowiedź na tego rodzaju pytania zależeć będzie od kontekstu, w jakim będzie się je rozważać. Chrześcijanie bądą mówić o powołaniu i łasce, hinduizm i buddyzm o karmie i przebudzeniu. W każdym razie w pewenym momencie coś ją dotknęło, coś zostało jej dane, coś pchnęło ją w stronę duchowych poszukiwań. Były to spotkania z teozofami, którzy odwiedzali dom, w którym wzrastała? Były to lektury książek o tematyce duchowej? Były to niewyrażalne doświadczenia, których mocy nie była w stanie się oprzeć? Nie ma jednej przyczyny tego rodzaju doświadczeń i wymykają się one filozoficznym, teologicznym czy psychologicznym analizom. Ważne jest natomiast, że to coś w niej zaistniało i że Pani Wanda - Umadewi pozwoliła się temu czemuś w niej rozwinąć i przez to coś prowadzić.
Dynowska przez całe życie gnała do przodu i odważnie wkraczała w nowe i nieznane przestrzenie, jakby niepojętość ją zachwycała. Dzięki tej wewnętrznej mocy przesuwała się z rodzinnego majątku ku teozofom, od Krishnamurtiego do Ramana Maharshiego i Gandhiego, a potem jeszcze do kaszmirskiego Lakshman Joo, do tybetańskiego Dalaj Lamy, oddała się praktyce medytacji i zostawiła ją, aby pomagać ludziom znajdującym się w potrzebie. W Dynowskiej był rodzaj duchowego kompasu, który kierował ją ku wielkim duchom jej epoki oraz skarbom duchowości innych kultur. Wszystko to razem ubogaciło i wzmogło jej osobisty urok i promieniowanie.
Mesjanizm
Dynowska była przesycona duchem mesjanizmu, który najogólniej rzecz biorąc żywi przekonanie, że dany stan może ulec zmianie na skutek interwencji kogoś wyjątkowego. Zniewolony naród może zostać wyzwolony za sprawą jakiegoś wybrańca, człowiek może wyjść z rozpaczy dzięki pomocy jakiegoś nauczyciela, cały świat może zostać ulepszony na przez styl życia i nauczanie duchowych mistrzów. Wanda Umadewi zawsze grawitowała ku wielkim duchom jej epoki i czuła się wezwana do służenia im, aby ulepszyć świat.
Znamieniem mesjanizmu jest trawiący człowieka wewnętrzny żar i entuzjazm. Dynowska, raz doznawszy w sobie owego żaru, podsycała go i pragnęła, aby udzielił się on innym. Był w niej ów „święty niepokój”, który przez całe życie popychał ją do różnych działań takich jak uczenie się, szukanie mistrzów i zgłębianie ich nauki, pielęgnowanie wewnętrzej dyscypliny i osobistej wiedzy, tłumaczenie tekstów, podróżowanie, głoszenie konferencji oraz organizowanie akcji pomocy społecznej. Jej wieloraka ofiarność, to nic innego jak działalność w obrębie szeroko pojętego mesjanizmu.
Brak mi dowodów na to, by bliskim jej stał się stan wyrażony przez komentarz do ósmego obrazu z buddyjskiego cyklu „Poszukiwanie byka”, kiedy to mesjaniczny żar znika, o czym tak pisze poeta: „Swego czasu chciałem zbawić cały świat. Lecz oto niezwykłe zaskoczenie! Nie ma żadnego świata, który należałoby zbawić. Słowa nie mogą wyrazić tego (nowego) stanu. Mistrzowie – uczniowie: nic z tego nie zostało. Enigma. Kto byłby w stanie przyjąć taką prawdę? Kto byłby w stanie ją przekazać?”. Duchowość Dynowskiej była jak najbardziej mesjańska, czuła się wybrana i powołana, co tak wyraziła:
Próg zniknął i zatarł się kontur wszelki.
Cóż wiem o kraju gdzie jestem, czy któty jest mną?
Myśl stoi i dźwięku jej sama nie słyszę;
Fal uczuć też dostrzec nie mogę.
Kształty widzę wokoło, a jednak nie wiedzę.
Słowa słyszę gdzieś z dali – a jednak nie słyszę. (...)
Czymże Ty jesteś, o Panie, a czym ja?
W jaki zawiodłeś mnie kraj,
co nie miejscem jest a Rzeczywistością.
nie uczuć stanem, ni myśli obrazem,
a – Życiem samym.
Nie tajemnicą nawet,
a jakąś w spokoju prostotą największą,
bez atrybutów, nazw, ni kształtu konturów,
Istnienie samo.
Wołałeś – przyszłam.
A dziś „ja” – to dźwięk pusty.
Jakże Cię czcić, jak miłość przynosić w ofierze,
gdy życie Twoje bez brzegów –
gdzież centrum a gdzie obwód jego –
a moje nie wiem gdzie jest,
jakby kroplą spłynęło w bezmiary.
Wiem żeś Ty prawdą istnienia,
że w tobie na wieki i „ja” pozostanie.
(Z wiersza Nieznane, Tutumwannamalai, 1936)
Pani Wanda tak też ów wiersz sama skomentowała: „Nieznane – w tym wierszu, ociąganie się, lęk przed nieznanym znikają, a wyraża się tu mistyczne przeżycie wewnętrzne gdy, świadomość wznosi się ponad myśl i ponad uczucia, w nowy stan, nowy wymiar lub w nowy stpień Jogi. Usiłując go oddać mistycy wszystkich czasów używali paradoksów, porównań niezwykłych i pozornie nonsensownych. Jest to może podobne do zjawiska jakie obserwujemy we współczesnym malarstwie, gdzie usiłowanie oddania ruchu i wyższych wymiarów na dwój-wymiarowej przestrzeni, daje pozornie nonsensowne skróty, linie, płaszczyzny, itp”.
Mistyczka
Stwierdzenie, że Dynowska była mistyczką jest tautologią, gdyż każdy człowiek jest mistykiem, a mistyczność nie jest jakimś ekscentrycznym naddatkiem lecz elementem konstytutywnym bycia człowiekiem. Mistyk nie jest jakimś szczególnym rodzajem człowieka, lecz każdy człowiek jest szczególnym rodzajem mistyka. Pierwszym znamieniem mistyki jest doświadczenie i przeświadczenie o zjednoczeniu wszystkiego, drugim świadomość poznania przekraczającego racjonalne zrozumienie.
W doświadczeniu mistycznym istotnym jest poczucie jedności wszystkiego i przeświadczenie, że także człowiek jest z Jednością tą zjednoczony. Jedność jawi się na różne sposoby. Dla jednego jednością jest świat materialny w całej swej złożoności, dla drugiego zjednoczenie z Bogiem, aż po całkowite zatracenie się w Nim. Wszystko to zależy od niewyrażalnych przeświadczeń meta-mistycznych, które zakładają taką a nie inną wizję kosmosu, człowieka i Boga. Mistyka może być bez Boga, a nawet obejmować świadome Jego negowanie w imię doświadczenia i zachowania jedności. Mistyka teistyczna jest tylko jedną z możliwych mistyk. U Dynowskiej doświadczenie mistycznej jedności jest jak najbardziej teistyczne.
Doświadczeniu jedności i zjednoczenia nieodłącznie towarzyszy poznanie i chęć zakominikowania go innym. Człowiek po prostu nie może nie myśleć i nie mówić. Mistyk, jednak paradoksalnie uświadamia sobie, że jego doświadczenie wykracza poza możliwość poznania i wyrażenia. Innymi słowy doświadcza granic racjonalności i języka. Dlatego też w mistyce mówi się o wizji, ekstazie, paradoksie, wyzwoleniu z umysłu i milczeniu. Nie znaczy to, że mistyka jest nieracjonalna, lecz wyraźnie podkreśla fakt nieredukowalności rzeczywistości i poznania do aspektu racjonalnego. Dla mistyka racjonalność jest tylko jednym z elementów rzeczywistości, do którego nie należy sprowadzać całości. Stąd też rodzą się dysputy doktrynalne na temat mistyki i podejrzliwość dogmatyków w stosunku do mistyki. Istotniejszym jednak jest dążenie mistyków do wypowiedzenia niewyrażalnego. Mistyk, bądący przekonany o zjednoczeniu wszystkiego, nie może tego faktu przemilczeć i rzecz komunikuje, gdyż komunikowanie niewyrażalnego jest częścią integralną przeżywanej przez niego jedności. Powiedziałbym, że mistyk spontanicznie przeciwstawia się rozpanoszonemu w naszej kulturze zdaniu Wittgensteina, według którego należy milczeć na temat tego, czego nie można wyrazić. Mistyk natomiast jest przeświadczony, że właśnie jedyną rzeczą, jaką warto czynić jest wyrazić i zakomunikować niewyrażalne. Dlatego też mistycy piszą, jak czyniła to Pani Wanda – Umadewi.
Nie ujęła ona swej mistyki w system filozoficzny, nie podjęła świadomego i systematycznego wysiłku, aby rzecz opracować. Nie była typem mistyka intelektualisty czy założyciela jakiejś szkoły duchowości. Jej pisma mają charakter okazjonalny, lecz mimo to pisanie i publikowanie różnych tekstów było dla niej ważne, było ono integralną częścią jej duchowości. Jej pisma są cennym i jedynym w swoim rodzaju zbiorem w krainie mistyki polskiej i światowej. Oto niektóre ich cechy.
W wypadku Dynowskiej mamy tu do czynienia nie z poezją czy prozą o zacięciu mistycznym, lecz z tekstami sensu stricto mistycznymi, które wykorzystują różne konwencje peoetyckie. Może pod względem dzisiejszych acz względnych kanonów literyckich, nie są to utwory najwyższych lotów, lecz ich moc i wartość nie leżą w sferze estetycznej, lecz w nasyceniu ich doświadczeniem duchowym. Innymi słowy mistyka nie jest tu na usługach literatury, lecz literatura na usługach mistyki.
Nie mniej jest to także literatura, a ta funkjonuje zawsze w kontekście pewnej konwencji. Dla Dynowskiej był nią polski język i jego literatura z przełomu dziewiętnastego i dwudziestego wieku. Dynowska wpisała się w styl Młodej Polski. Wychowała się na tej literaturze i ona też stała się wehikułem wyrażania jej doświadczeń duchowych. Fakt ten posiada pewne konsekwncje, a jedną z nich jest to, że teksty Dynowskiej na pierwszy rzut oka zdają się być archaiczne i anachroniczne, gdyż nasz smak i gust literacki zmieniły się. Ona sama, po spotkaniu z literaturą Indii i nabraniu dystansu do własnego stylu literackiego, uświadamiała to sobie, jednak nie była w stanie rzeczy owej zmienić. Wystarczy jednak raz fakt ten sobie uświadomić, by przebić się przez młodopolską patynę i docenić wartość jej tekstów.
Godny podkreślenia jest także pewien fakt biograficzny. Przytoczony powyżej tekst „Wrzesień nad Morskim Okiem” bez wątpienia powstał w Polsce, lecz został opublikowany w Indiach w roku 1948. Wpisuje się on w bogatą literaturę „tatrzańską” młodopolskich twórców. Morskie Oko inspirowało wielu artystów i wyprawy nad to górskie jezioro miały posmak pielgrzymki. Tatry to w sumie polski Tybet. Dynowska nad Morskim Okiem doświadczyła czegoś wyjątkowego, co zaraz zapisała. Sam proces pisania był dla niej częścią mistycznego doświadczenia. Jadąc do Indii Pani Wanda zabrała ze sobą ten tekst. Wyobrażam ją sobie podróżującą z notatnikiem. Pani Wanda - Umadewi, być może po pewnych zabiegach redakcyjnych, opublikowała ten tekst po ponad dziesięciu latach. Stało się to dla niej możliwe, gdy doświadczenie wyrażone w tym tekście zostało w pełni przez nią zaabsorbowane oraz gdy dzięki upływowi czasu i pobytowi w dalekich Indiach, nabrała do niego dystansu.
Porównując jej mistyczne zapisy powstałe w Polsce i te utworzone w Indiach, można powiedzieć, że ich konwencja literacka jest jednakowa, młodopolska, nawet jeżeli zamiast Tatr pojawiają się Himalaje, a słownictwo zostaje ubogacone pojęciami wywodzącymi się z sanskrytu. Różnica zaś leży w tym, je teksty polskie Dynowskiej są nade wszystko „kosmiczne”, to znaczy postrzega i przeżywa ona tajemnicę rzeczywistości głównie w kontekście natury. Natomiast utwory indyjskie, nie tracąc owej wrażliwości kosmicznej, skupiają się bardziej na boskości. W Indiach Pani Wanda - Umadewi pisała więcej o swoim doświadczeniu Boga. W Polsce Bóg i człowiek pojawiali się w kontekście natury, w Indiach natura i człowiek pojawiali się w kontekście Boga.
Tym co najbardziej uderza w tekstach Dynowskiej jest jej melancholia. Prawdopodobnie dochodzi w nich do głowsu jej „słowiańska dusza”. Niemalże ze wszystkich utworów Pani Wandy – Umydewi przebija pewien smutek, który czasami przybiera postać lamentu. Doświadczając ogromu jedności i zjednoczenia ze światem i Bogiem, starając się doświadczenie to przyjąć i wyrazić, Dynowska płacze. Są to łzy skruchy, bólu, zachwytu i radości. W swoim mistycznym doświadczeniu jest szczęśliwa w nieszczęściu i nieszczęśliwa w szczęściu. To ważna cecha jej duchowego profilu. To na skrzydłach tego doświadczenia rozwijajło się w niej współczucie, które z kolei przekładało się na konkretne czyny niesienia pomocy ludziom dotkniętym przez los.
Jej mistyka jest też jak najbardziej kobieca. Przeważa w niej uczuciowość, a nie intelektualna spekulacja. Pasywność i współczucie są jej głównymi znamionami. Tylko kobieta mogła napisać tak wspaniały utwóra jak Modlitwa matki sanjasija:
Wichrze, ucichnij na chwilę,
do Sziwy na Darszan idź;
czy nie widzisz – mrok już zapada,
milcząca zbliża się noc.
Spójrz, tam wśród cieniów i skał,
biały punkt drobny sunie,
to dziecię człowiecze
w świat bezmiaru rzucone.
Nie targaj mu zgrzebnych szat,
dzikim świstem nie szum mu wciąż;
pęd swój złagódź i zamilknij,
pieszczotą dotknij skroń,
przeciągłą, cichą piosenką dzwoń,
bajkę mu powiedz jasną,
wysłańcem dobrym bądź
i przyjacielem, na chwilę jedną,
aż na progach schronienia Jego
znużoną położy dłoń. (...)
O deszczu, deszczu miły
na ziemię nie śpiesz tak.
Zaczekaj Waju, zaczekaj, chwilę;
spójrz w górę, widzisz oka gwiazd?
widzisz sierp złoty w uśmiechu?
Zapatrz się wzwyż,
zawiśnij na chwilę w drodze,
jak Wimy olbrzymiej struny...;
Nie śpiesz na ziemię tak;
noc schodzi, cienie się włóczą...
a w górze świetliście, szeroko...
Niech szmery kropel Twych,
zliczy wpierw księżyc złoty
i każdej promyka użyczy,
a wówczas, za chwilę,
(gdy dziecię przekroczy próg)
błyszcząco rozciągniesz swe nici,
od nieba do ziemi przerzucisz most
i jaśnią rozświetlisz noc,
złoto-strunnie świątynkę otoczysz
i nową szumem wygrasz Sziwie pieśń.
O deszczu, zaczekaj chwilę,
matki serca usłuchaj marzenia;
O drogo, drogo piaszczysta,
ścieżyno stroma wśród skał,
jakże cię prosić, jak,
czyż możesz zmienić swój szlak?
Zawołać jednak potrafisz
drobnych przyjaciół roje
- i małą skrzydlatą brać –
co igły i ciernie gałązek odmiecie,
co ostre usunie kamyki
i wiotką, pajęczą, rzucić
pod bose stopy żebracze.
O drogo, ścieżyno najmilsza,
tyle nóg bosych przebiega twój szlak,
tyle stąpaniem depcze twój piach –
Czy poznasz dziciątka krok?
Jak cię prosić, jak?
Aleś ty mądra,
każdy od wieków znasz chód:
znużony – wiśniaków sędziwych –
i drobny – kobiet dziwgających trud;
białych wołów – powolny, łagodny,
wielkich kół – posuwisty i długi.
O, znasz je wszystkie!
Każde poznajesz dotknięcie
prądu obmiennego mowę;
więc gdy nagle świetlisty uczujesz prąd,
jakby z nieba wprost płynął,
a stopy drobnej lekki chód –
powinowactwem rodzonym związanej,
jakby łona twego była odrobiną –
ufnie przytuli twój piach,
ty macierzyńskim odpowiedz dotknięciem,
otul, ogarnij, ukołysz, jak wiew;
oddechem nakarm własnym.
Boć syn to Sziwy kroczy
i tobie Jego niesie wieść –
miłości ogromnej dań.
O drogo, drogo najmilsza,
ty słodką odpowiedz mową,
stopom bosym dziciątka błogosław,
matką mu bądź – zamiast mnie.
(Bangalore, Lipiec, 1937 )
©Maciej Bielawski 2014
przesłodką błyskami Twojego uśmiechu –
nie rozumianą nigdy.
Jest punkt pomiędzy dwoma biegunami
Parama-Sziwa i Para-Szakti –
Przejawiona Widzialna i Wiecznie Ukryty.
Przez punkt ten patrzysz Ty, Umiłowany,
Ty – Światłość światłości mej duszy,
rdzeń rdzenia, tchnienie bytu samego mej istoty.
T a m czekasz, czy trwasz, w wieczności Bezruchu,
P o m i ę d z y, zawsze pomiędzy dwoma.
Jest punkt tajemniczy między dniem i nocą –
to świtu wstęp, zachodu ostatni blask;
Twoje są, Sziwo.
I między oddechu rytmem równym,
gdy w świat błogosławieństwem wionie
i znów w głębie „ziemi” w nas wraca,
jest jeden punkt – zawiśnięcia w ciszy,
związania dwóch łuków, spotkania dwóch rytmów.
I tam Ty jesteś. (...)
O Panie, gdzieś jest?
W tym punkcie? Niewidny, ukryty,
czy mymi łzami przysłonięty,
Ty, wielki, milczący Jogi wszechświata,
gdzieś jest?
(Z wiersza Gdzie jesteś, grudzień 1936)
Dynowska doświadczyła tego „punktu” i stała się nim, co doskonale wyraże także dwoistość jej imienia Wanda-Umadewi, czyli dwa w jednym i jedno w dwóch. Imię Wanda wywodzi się ze starsłowiańskiego „węda” czyli wędka. Taką była legendarna Wanda, córka Krakusa, której piękny wygląd chwytał za serca rycerzy (jak haczyk wędkarski ryby). Wanda wiąże się także z litewskimi słowami „vadene” czyli rusałka i „vadno” czyli woda. W języku germańskim zaś „Wenedka” wskazuje na Łużyczankę lub Słowiankę. Sumując te trzy znaczenia można powiedzieć, że Wanda to piękna słowiańska rusałka. Mniej więcej w tym samym czasie, gdy Wincenty Kadłubek (1150-1223) tworzył dla języka polskiego imię Wandy, w Maysor żyła Umadevi (1150-1218), która była jedną z żon króla Veera Ballaba II. Umadevi to jednak nade wszystko imię bogini Paravati, towarzyszki Sziwy. „Uma” w sanskrycie to „blask”, „światłość”, lecz także „spokój”, „pogodność”. „Devi” natomiast oznacza bognię, matkę lub po prostu piękną, kobietę.
Logicznie rzecz biorąc Dynowska powinna być albo Wandą albo Umądevi, jednak z „punktu” widzenia adwajty była jedną i drugą łącząc w sobie Wschód i Zachód, polskość i indyjskość, chrześcijaństwo i hinduizm, katolickość i buddyzm. Niewłaściwymi w stosunku do niej są więc wypowiedzi zmierzające do zagarnięcia jej postać na tę lub tamtą stronę, jak czynią to katolicy podkreślający przyjęcie przez nią sakramentów na krótko przed śmierci, czy też hindusi odwołujący się do słów Ramana Maharshi o tym, że ona „od zawsze była ich”, czyli odwiecznie przynależąca do Indii. Wielkość i wyjątkowość Dynowskiej leży właśnie w tym, że była ona i Wandą i Umądewi. Ten adwajtyczny rys jej duchowości znalazł wyraz także w jej działalności, który tak opisała: „Pokazać duszę Polski Indiom, choćby małej garstce ludzi żywych i otwartych... Pokazać duszę Indii Polakom, choćby nielicznym, szerokim i pozbawionym rasowych i religijnych przesądów, którzy kochają człowieka bez względu na to, jaką część świata zamieszkują, którzy szanują i cenią twórczą myśl ludzką, bez względu na formy i symbole, w jakich się wyraża – oto jeden z głównych celów mego wieloletniego przebywania w Indiach”.
Oczarowanie i rozczarowanie
W tradycji zachodniej filozoficzna droga, w sensie szukania pełni życia, spełnienia i szczęścia, zaczyna się od zachwytu (thaumàzein). Platon w Teatecie (11,155d) mówi, że człowiek musi być podatny na tego rodzaju doświadczenie, które czyni zeń filozofa. Arystoteles uważa, że to dzięki zachwytowi ludzie zaczynają filozofować (Met. 1,2,982b.12). To zachwyt roztacza przed człowiekiem horyzont mitu, dzięki któremu świat staje się domem, a życie drogą. Natomiast w tradycji wschodniej wszystko zaczyna się od rozczarowania, którego drugim imieniem jest rozpacz. Książe Arjuna w Bhagawadgicie jest zrozpaczony sytuacją, w jakie się znalazł i to ona popycha go do zbawczego dialogu z Kriszną. Buddha odkrywa, że wszystko jest cierpieniem (dukkha = duh, negacja; khe-pustka), pustką i nicością: narodziny to dukkha, chorba to dukkha, starzenie się to dukkha, śmierć to dukkha; rozpacz, lament i ból to dukkha; powiązanie z niechcianym to dukkha; rozłąka z upragninym to dukkha; nie osiągnięcie pożądanego to dukkha. Z totalnego rozczarowania rodzi się szlachetna dyscyplina porzucenia i zanegowania wszystkiego, nawet pragnienia nirwany.
U Dynowskiej oczarowanie i rozczarowanie, światłość i ciemność, splatają się. Zwodniczym byłoby szukanie jednej zasady (arche) poruszającej Dynowską w sensie chronologicznym, czyli tropienie momentu, od którego wszystko w jej życiu się zaczęło. Należy mówić o dwóch permanentnych tendencjach jej ducha, z których raz jedna, raz druga brała ją w posiadanie. Zachwycało ją piękno natury, harmonia życia domu rodzinnego i aśramów, mądrość wspaniałych dzieł literackich, które zgłębiała i oblicza spotykanych ludzi. Dlatego też z pasją kochała, czyniła dobro, starała się być usłużną i użyteczną. Pewnego razu będąc nad Morskim Okiem tak swój zachwyt wyraziła: „Nie może dusza ogarnąć ogromu, ani skali niepojętej piękna. Bogactwo, przepych, rozrzutność – prostota piękna. Nieskończenie wielkie i nieskończenie małe – dwa krańce. Olbrzymy górskie naprzeciw; a tu, u stóp – każdy listek, źdźiebełko trawy i mchu, każda linia kamienia, każda barwa gałązki... bez końca, bez końca. Nie można nigdzie zwrócić oczu, by nie napotkać cudu. Dwa krańce... A każdy półton, każdy odcień, każdy szczebelek wśród nich, to doskonałe, skończone, zadziwiające i... przerażające Piękno” (Wrzesień nad morskim okiem).
Z drugiej strony, Dynowska zaznała w swym życiu strat i rozstań. Utraciła dom, ukochanego człowieka (Szczęsny), podziwianego wodza (Piłsudski), rodzinny kraj, pełną mocy i nadziei obecność towarzystwa teozoficznego. Z kontemplacyjnego spokoju wyrwali ją najpierw przybyli z Syberii Polacy, a potem emigrujący do Indii Tybetańczycy. W końcu opuściły ją siły i umarła. Oto jeden z jej utworów, który odsłania bolesne oblicze jej egzystencji:
O Panie, uszło życie i nie chce powracać.
I nie wiem gdzie droga,
i po co ku czemu iść.
I po co istnienie samo.
Martwe, jałowe wszystko
jak spopielałe ugory.
Serce przestało bić.
Myśl wyschła.
Zatrzymała się dusza,
jak zegar zmęczony.
Wczoraj... wiew przelatywał potężny
i dramat wielki szedł,
krwi żywej zgłoskami pisany.
Wczoraj płonęło i skrzyło się wszystko,
z form wyskakując grą świateł i barw; (...)
Dziś...? Nie życie, a chłód sceny wokoło,
spłowiałe wszystko i martwe.
Zwiędłe, puste, bezbarwne,
z czaru odarte. Nijakie.
Uszło życie i nie chce powracać;
a serce przestało bić... (...)
Czarna ściana przede mną,
a ołów we krwi.
Myśl się rzuca. I zawisa pytaniem.
I krzyczy. I pytaniem upada.
Myśl się miesza; w niepojęte uderza
i staje.
Zatrzymała się dusza, jak zegar zmęczony,
a serce przestało bić.
Mrok jak popół się sypie...
Pełne mroku są usta.
Zachłysnął się oddech i – stanął.
Mrok wszędzie.
O Panie, po co i ku czemu iść?
(Z wiersza Awiczi, Maanwadi, grudzień 1936)
Życie Wandy Dynowskiej przebiegło między zachwytem i rozpaczą, między pełnią i pustką, między realizacją i niespełnieniem, między spokojem i goryczą. Te dwa rysy, niczym dwa wiatry, owiewały jej życie kształtując jej duchowy profil.
W pewnym momencie u Dynowskiej doszło do rozbudzenia duchowego. Nie jest ważne kiedy i dlaczego ono zaistniało. Odpowiedź na tego rodzaju pytania zależeć będzie od kontekstu, w jakim będzie się je rozważać. Chrześcijanie bądą mówić o powołaniu i łasce, hinduizm i buddyzm o karmie i przebudzeniu. W każdym razie w pewenym momencie coś ją dotknęło, coś zostało jej dane, coś pchnęło ją w stronę duchowych poszukiwań. Były to spotkania z teozofami, którzy odwiedzali dom, w którym wzrastała? Były to lektury książek o tematyce duchowej? Były to niewyrażalne doświadczenia, których mocy nie była w stanie się oprzeć? Nie ma jednej przyczyny tego rodzaju doświadczeń i wymykają się one filozoficznym, teologicznym czy psychologicznym analizom. Ważne jest natomiast, że to coś w niej zaistniało i że Pani Wanda - Umadewi pozwoliła się temu czemuś w niej rozwinąć i przez to coś prowadzić.
Dynowska przez całe życie gnała do przodu i odważnie wkraczała w nowe i nieznane przestrzenie, jakby niepojętość ją zachwycała. Dzięki tej wewnętrznej mocy przesuwała się z rodzinnego majątku ku teozofom, od Krishnamurtiego do Ramana Maharshiego i Gandhiego, a potem jeszcze do kaszmirskiego Lakshman Joo, do tybetańskiego Dalaj Lamy, oddała się praktyce medytacji i zostawiła ją, aby pomagać ludziom znajdującym się w potrzebie. W Dynowskiej był rodzaj duchowego kompasu, który kierował ją ku wielkim duchom jej epoki oraz skarbom duchowości innych kultur. Wszystko to razem ubogaciło i wzmogło jej osobisty urok i promieniowanie.
Mesjanizm
Dynowska była przesycona duchem mesjanizmu, który najogólniej rzecz biorąc żywi przekonanie, że dany stan może ulec zmianie na skutek interwencji kogoś wyjątkowego. Zniewolony naród może zostać wyzwolony za sprawą jakiegoś wybrańca, człowiek może wyjść z rozpaczy dzięki pomocy jakiegoś nauczyciela, cały świat może zostać ulepszony na przez styl życia i nauczanie duchowych mistrzów. Wanda Umadewi zawsze grawitowała ku wielkim duchom jej epoki i czuła się wezwana do służenia im, aby ulepszyć świat.
Znamieniem mesjanizmu jest trawiący człowieka wewnętrzny żar i entuzjazm. Dynowska, raz doznawszy w sobie owego żaru, podsycała go i pragnęła, aby udzielił się on innym. Był w niej ów „święty niepokój”, który przez całe życie popychał ją do różnych działań takich jak uczenie się, szukanie mistrzów i zgłębianie ich nauki, pielęgnowanie wewnętrzej dyscypliny i osobistej wiedzy, tłumaczenie tekstów, podróżowanie, głoszenie konferencji oraz organizowanie akcji pomocy społecznej. Jej wieloraka ofiarność, to nic innego jak działalność w obrębie szeroko pojętego mesjanizmu.
Brak mi dowodów na to, by bliskim jej stał się stan wyrażony przez komentarz do ósmego obrazu z buddyjskiego cyklu „Poszukiwanie byka”, kiedy to mesjaniczny żar znika, o czym tak pisze poeta: „Swego czasu chciałem zbawić cały świat. Lecz oto niezwykłe zaskoczenie! Nie ma żadnego świata, który należałoby zbawić. Słowa nie mogą wyrazić tego (nowego) stanu. Mistrzowie – uczniowie: nic z tego nie zostało. Enigma. Kto byłby w stanie przyjąć taką prawdę? Kto byłby w stanie ją przekazać?”. Duchowość Dynowskiej była jak najbardziej mesjańska, czuła się wybrana i powołana, co tak wyraziła:
Próg zniknął i zatarł się kontur wszelki.
Cóż wiem o kraju gdzie jestem, czy któty jest mną?
Myśl stoi i dźwięku jej sama nie słyszę;
Fal uczuć też dostrzec nie mogę.
Kształty widzę wokoło, a jednak nie wiedzę.
Słowa słyszę gdzieś z dali – a jednak nie słyszę. (...)
Czymże Ty jesteś, o Panie, a czym ja?
W jaki zawiodłeś mnie kraj,
co nie miejscem jest a Rzeczywistością.
nie uczuć stanem, ni myśli obrazem,
a – Życiem samym.
Nie tajemnicą nawet,
a jakąś w spokoju prostotą największą,
bez atrybutów, nazw, ni kształtu konturów,
Istnienie samo.
Wołałeś – przyszłam.
A dziś „ja” – to dźwięk pusty.
Jakże Cię czcić, jak miłość przynosić w ofierze,
gdy życie Twoje bez brzegów –
gdzież centrum a gdzie obwód jego –
a moje nie wiem gdzie jest,
jakby kroplą spłynęło w bezmiary.
Wiem żeś Ty prawdą istnienia,
że w tobie na wieki i „ja” pozostanie.
(Z wiersza Nieznane, Tutumwannamalai, 1936)
Pani Wanda tak też ów wiersz sama skomentowała: „Nieznane – w tym wierszu, ociąganie się, lęk przed nieznanym znikają, a wyraża się tu mistyczne przeżycie wewnętrzne gdy, świadomość wznosi się ponad myśl i ponad uczucia, w nowy stan, nowy wymiar lub w nowy stpień Jogi. Usiłując go oddać mistycy wszystkich czasów używali paradoksów, porównań niezwykłych i pozornie nonsensownych. Jest to może podobne do zjawiska jakie obserwujemy we współczesnym malarstwie, gdzie usiłowanie oddania ruchu i wyższych wymiarów na dwój-wymiarowej przestrzeni, daje pozornie nonsensowne skróty, linie, płaszczyzny, itp”.
Mistyczka
Stwierdzenie, że Dynowska była mistyczką jest tautologią, gdyż każdy człowiek jest mistykiem, a mistyczność nie jest jakimś ekscentrycznym naddatkiem lecz elementem konstytutywnym bycia człowiekiem. Mistyk nie jest jakimś szczególnym rodzajem człowieka, lecz każdy człowiek jest szczególnym rodzajem mistyka. Pierwszym znamieniem mistyki jest doświadczenie i przeświadczenie o zjednoczeniu wszystkiego, drugim świadomość poznania przekraczającego racjonalne zrozumienie.
W doświadczeniu mistycznym istotnym jest poczucie jedności wszystkiego i przeświadczenie, że także człowiek jest z Jednością tą zjednoczony. Jedność jawi się na różne sposoby. Dla jednego jednością jest świat materialny w całej swej złożoności, dla drugiego zjednoczenie z Bogiem, aż po całkowite zatracenie się w Nim. Wszystko to zależy od niewyrażalnych przeświadczeń meta-mistycznych, które zakładają taką a nie inną wizję kosmosu, człowieka i Boga. Mistyka może być bez Boga, a nawet obejmować świadome Jego negowanie w imię doświadczenia i zachowania jedności. Mistyka teistyczna jest tylko jedną z możliwych mistyk. U Dynowskiej doświadczenie mistycznej jedności jest jak najbardziej teistyczne.
Doświadczeniu jedności i zjednoczenia nieodłącznie towarzyszy poznanie i chęć zakominikowania go innym. Człowiek po prostu nie może nie myśleć i nie mówić. Mistyk, jednak paradoksalnie uświadamia sobie, że jego doświadczenie wykracza poza możliwość poznania i wyrażenia. Innymi słowy doświadcza granic racjonalności i języka. Dlatego też w mistyce mówi się o wizji, ekstazie, paradoksie, wyzwoleniu z umysłu i milczeniu. Nie znaczy to, że mistyka jest nieracjonalna, lecz wyraźnie podkreśla fakt nieredukowalności rzeczywistości i poznania do aspektu racjonalnego. Dla mistyka racjonalność jest tylko jednym z elementów rzeczywistości, do którego nie należy sprowadzać całości. Stąd też rodzą się dysputy doktrynalne na temat mistyki i podejrzliwość dogmatyków w stosunku do mistyki. Istotniejszym jednak jest dążenie mistyków do wypowiedzenia niewyrażalnego. Mistyk, bądący przekonany o zjednoczeniu wszystkiego, nie może tego faktu przemilczeć i rzecz komunikuje, gdyż komunikowanie niewyrażalnego jest częścią integralną przeżywanej przez niego jedności. Powiedziałbym, że mistyk spontanicznie przeciwstawia się rozpanoszonemu w naszej kulturze zdaniu Wittgensteina, według którego należy milczeć na temat tego, czego nie można wyrazić. Mistyk natomiast jest przeświadczony, że właśnie jedyną rzeczą, jaką warto czynić jest wyrazić i zakomunikować niewyrażalne. Dlatego też mistycy piszą, jak czyniła to Pani Wanda – Umadewi.
Nie ujęła ona swej mistyki w system filozoficzny, nie podjęła świadomego i systematycznego wysiłku, aby rzecz opracować. Nie była typem mistyka intelektualisty czy założyciela jakiejś szkoły duchowości. Jej pisma mają charakter okazjonalny, lecz mimo to pisanie i publikowanie różnych tekstów było dla niej ważne, było ono integralną częścią jej duchowości. Jej pisma są cennym i jedynym w swoim rodzaju zbiorem w krainie mistyki polskiej i światowej. Oto niektóre ich cechy.
W wypadku Dynowskiej mamy tu do czynienia nie z poezją czy prozą o zacięciu mistycznym, lecz z tekstami sensu stricto mistycznymi, które wykorzystują różne konwencje peoetyckie. Może pod względem dzisiejszych acz względnych kanonów literyckich, nie są to utwory najwyższych lotów, lecz ich moc i wartość nie leżą w sferze estetycznej, lecz w nasyceniu ich doświadczeniem duchowym. Innymi słowy mistyka nie jest tu na usługach literatury, lecz literatura na usługach mistyki.
Nie mniej jest to także literatura, a ta funkjonuje zawsze w kontekście pewnej konwencji. Dla Dynowskiej był nią polski język i jego literatura z przełomu dziewiętnastego i dwudziestego wieku. Dynowska wpisała się w styl Młodej Polski. Wychowała się na tej literaturze i ona też stała się wehikułem wyrażania jej doświadczeń duchowych. Fakt ten posiada pewne konsekwncje, a jedną z nich jest to, że teksty Dynowskiej na pierwszy rzut oka zdają się być archaiczne i anachroniczne, gdyż nasz smak i gust literacki zmieniły się. Ona sama, po spotkaniu z literaturą Indii i nabraniu dystansu do własnego stylu literackiego, uświadamiała to sobie, jednak nie była w stanie rzeczy owej zmienić. Wystarczy jednak raz fakt ten sobie uświadomić, by przebić się przez młodopolską patynę i docenić wartość jej tekstów.
Godny podkreślenia jest także pewien fakt biograficzny. Przytoczony powyżej tekst „Wrzesień nad Morskim Okiem” bez wątpienia powstał w Polsce, lecz został opublikowany w Indiach w roku 1948. Wpisuje się on w bogatą literaturę „tatrzańską” młodopolskich twórców. Morskie Oko inspirowało wielu artystów i wyprawy nad to górskie jezioro miały posmak pielgrzymki. Tatry to w sumie polski Tybet. Dynowska nad Morskim Okiem doświadczyła czegoś wyjątkowego, co zaraz zapisała. Sam proces pisania był dla niej częścią mistycznego doświadczenia. Jadąc do Indii Pani Wanda zabrała ze sobą ten tekst. Wyobrażam ją sobie podróżującą z notatnikiem. Pani Wanda - Umadewi, być może po pewnych zabiegach redakcyjnych, opublikowała ten tekst po ponad dziesięciu latach. Stało się to dla niej możliwe, gdy doświadczenie wyrażone w tym tekście zostało w pełni przez nią zaabsorbowane oraz gdy dzięki upływowi czasu i pobytowi w dalekich Indiach, nabrała do niego dystansu.
Porównując jej mistyczne zapisy powstałe w Polsce i te utworzone w Indiach, można powiedzieć, że ich konwencja literacka jest jednakowa, młodopolska, nawet jeżeli zamiast Tatr pojawiają się Himalaje, a słownictwo zostaje ubogacone pojęciami wywodzącymi się z sanskrytu. Różnica zaś leży w tym, je teksty polskie Dynowskiej są nade wszystko „kosmiczne”, to znaczy postrzega i przeżywa ona tajemnicę rzeczywistości głównie w kontekście natury. Natomiast utwory indyjskie, nie tracąc owej wrażliwości kosmicznej, skupiają się bardziej na boskości. W Indiach Pani Wanda - Umadewi pisała więcej o swoim doświadczeniu Boga. W Polsce Bóg i człowiek pojawiali się w kontekście natury, w Indiach natura i człowiek pojawiali się w kontekście Boga.
Tym co najbardziej uderza w tekstach Dynowskiej jest jej melancholia. Prawdopodobnie dochodzi w nich do głowsu jej „słowiańska dusza”. Niemalże ze wszystkich utworów Pani Wandy – Umydewi przebija pewien smutek, który czasami przybiera postać lamentu. Doświadczając ogromu jedności i zjednoczenia ze światem i Bogiem, starając się doświadczenie to przyjąć i wyrazić, Dynowska płacze. Są to łzy skruchy, bólu, zachwytu i radości. W swoim mistycznym doświadczeniu jest szczęśliwa w nieszczęściu i nieszczęśliwa w szczęściu. To ważna cecha jej duchowego profilu. To na skrzydłach tego doświadczenia rozwijajło się w niej współczucie, które z kolei przekładało się na konkretne czyny niesienia pomocy ludziom dotkniętym przez los.
Jej mistyka jest też jak najbardziej kobieca. Przeważa w niej uczuciowość, a nie intelektualna spekulacja. Pasywność i współczucie są jej głównymi znamionami. Tylko kobieta mogła napisać tak wspaniały utwóra jak Modlitwa matki sanjasija:
Wichrze, ucichnij na chwilę,
do Sziwy na Darszan idź;
czy nie widzisz – mrok już zapada,
milcząca zbliża się noc.
Spójrz, tam wśród cieniów i skał,
biały punkt drobny sunie,
to dziecię człowiecze
w świat bezmiaru rzucone.
Nie targaj mu zgrzebnych szat,
dzikim świstem nie szum mu wciąż;
pęd swój złagódź i zamilknij,
pieszczotą dotknij skroń,
przeciągłą, cichą piosenką dzwoń,
bajkę mu powiedz jasną,
wysłańcem dobrym bądź
i przyjacielem, na chwilę jedną,
aż na progach schronienia Jego
znużoną położy dłoń. (...)
O deszczu, deszczu miły
na ziemię nie śpiesz tak.
Zaczekaj Waju, zaczekaj, chwilę;
spójrz w górę, widzisz oka gwiazd?
widzisz sierp złoty w uśmiechu?
Zapatrz się wzwyż,
zawiśnij na chwilę w drodze,
jak Wimy olbrzymiej struny...;
Nie śpiesz na ziemię tak;
noc schodzi, cienie się włóczą...
a w górze świetliście, szeroko...
Niech szmery kropel Twych,
zliczy wpierw księżyc złoty
i każdej promyka użyczy,
a wówczas, za chwilę,
(gdy dziecię przekroczy próg)
błyszcząco rozciągniesz swe nici,
od nieba do ziemi przerzucisz most
i jaśnią rozświetlisz noc,
złoto-strunnie świątynkę otoczysz
i nową szumem wygrasz Sziwie pieśń.
O deszczu, zaczekaj chwilę,
matki serca usłuchaj marzenia;
O drogo, drogo piaszczysta,
ścieżyno stroma wśród skał,
jakże cię prosić, jak,
czyż możesz zmienić swój szlak?
Zawołać jednak potrafisz
drobnych przyjaciół roje
- i małą skrzydlatą brać –
co igły i ciernie gałązek odmiecie,
co ostre usunie kamyki
i wiotką, pajęczą, rzucić
pod bose stopy żebracze.
O drogo, ścieżyno najmilsza,
tyle nóg bosych przebiega twój szlak,
tyle stąpaniem depcze twój piach –
Czy poznasz dziciątka krok?
Jak cię prosić, jak?
Aleś ty mądra,
każdy od wieków znasz chód:
znużony – wiśniaków sędziwych –
i drobny – kobiet dziwgających trud;
białych wołów – powolny, łagodny,
wielkich kół – posuwisty i długi.
O, znasz je wszystkie!
Każde poznajesz dotknięcie
prądu obmiennego mowę;
więc gdy nagle świetlisty uczujesz prąd,
jakby z nieba wprost płynął,
a stopy drobnej lekki chód –
powinowactwem rodzonym związanej,
jakby łona twego była odrobiną –
ufnie przytuli twój piach,
ty macierzyńskim odpowiedz dotknięciem,
otul, ogarnij, ukołysz, jak wiew;
oddechem nakarm własnym.
Boć syn to Sziwy kroczy
i tobie Jego niesie wieść –
miłości ogromnej dań.
O drogo, drogo najmilsza,
ty słodką odpowiedz mową,
stopom bosym dziciątka błogosław,
matką mu bądź – zamiast mnie.
(Bangalore, Lipiec, 1937 )
©Maciej Bielawski 2014